Przejdź do głównej zawartości

Children, come home

Skoro już nawet Czesi wiedzą, że "je jaro, pane serżante" to coś musi być na rzeczy. Jechałam dziś z Wrzeszcza na Kładki - tradycyjnie na rowerze. I tak fajnie, bo tylny błotnik mi "przyczepili", więc po zejściu z roweru nie wyglądałam, jakbym... usiadła w błocie.

Za to błoto na spodniach - owszem; deszcz zacina w pyska - jak najbardziej, przewiewa nery - naturalnie, ale czego to nie zrobi biedny człowiek, gdy poczuje ulotny zapach śmieci oraz psich odchodów spod roztopionego śniegu, woń parujących śmietników, żuli miejskich i trójmiejskich - znaczy się: wiosny w mieście...?

 Zrobi wszystko - odpowiadam Wam. Wyjdzie na ten deszcz i będzie się czuł jak ktoś szczęśliwy - prawie tak szczęśliwy jak kobiety w reklamach, które mokną w ...onym "ciepłym, letnim deszczu" po to, aby na zawsze pozostać młodymi i dobrze naciągniętymi.

Tymczasem, kobiety z Ladysmith Black Mambazo śpiewają coś takiego: Imithi Gobakahle, co po angElsku ma oznaczać: it's raining outside, children come home.
No way!