Odgrzebywania ciąg dalszy. Kto mnie zna ten wie, że ta historyjka ma trzecie, czwarte i dziesiąte dno.
"Pod moim mostem było już ciemno. Widziałem tylko zarysy ścieku,
kamieni, butów i butelek po różnych napojach. Gdzieś z boku tkwiło
majestatyczne, śmierdzące gówno.
Nagle zorientowałem się, że po drugiej
stronie kanału widać jeszcze jeden kształt. Ludzki?
Czy to skulony człowiek, którego klatka
piersiowa unosi się i opada w bólu, wydając przy tym przeraźliwe dźwięki-
rzężenie, skowyt, ciche postękiwanie?
-Halo?-
wyszeptałem.
Postać poruszyła się.
-Czy
dobrze się pan czuje?- spytałem łagodnie.
Brak odpowiedzi.
Odsunąłem swój karton i położyłem go na
kaloszu. Wstałem.
Postać drgnęła, jakby wystraszona.
-Niech
się pan nie boi. Chcę tylko zobaczyć, czy wszystko w porządku. Podejdę do pana,
dobrze?
Znowu miarowe, ciężkie oddechy.
Przeprawiłem się przez śmierdzący kanał,
czując jak muł z jego dna przelewa mi się między palcami stóp i moczy nogawki
mojej piżamy.
Postać zwrócona była do mnie plecami i
dopiero, gdy podszedłem na odległość około pół metra, dostrzegłem w lśniącej
nocą ciemności, że to nie człowiek.
-Świnia?!-
spytałem, niedowierzając.- Czarna świnia?!
Przykucnąłem obok cielska i spostrzegłem, że
był to w rzeczywistości bardzo dziwny, krępej budowy, faktycznie podobny do
świni, czarny pies.
Leżał na boku i sapał bardzo ciężko. Jego
przerażone ślepia patrzyły na mnie, ale łeb nie podnosił się z ziemi.
-Nie
bój się, nic ci nie zrobię- powiedziałem łagodnie i dotknąłem jego boku. Był
mokry. I lepki. Oklejony czymś.
Uniosłem rękę i w świetle latarni zobaczyłem
ciemną ciecz- niemal czarną. Krew.
Pies był ciężko ranny. Prawdopodobnie uderzył
go samochód.
Najdziwniejsze jednak, były rytmiczne
drgawki, które nim wstrząsały...
Rozpłakałem się nad nim, sądząc, że to akt
agonii.
-Spokojnie,
spokojnie. Zajmę się tobą. Nie martw się. Wszystko będzie w porządku.
Nagle, zauważyłem coś dziwnego.
Dopiero teraz zrozumiałem, że czarna, ciężko
ranna suka właśnie wydała na świat szczenięta.
Dokładniej jedno szczenię. Całkowicie białe.
Po czym padła.
Głaskałem jeszcze przez jakiś czas najpierw mięknące, potem
sztywniejące ciało czarnej suki. Na jej szczenię nie zwracałem najmniejszej
uwagi. Byłem pewien, że urodziło się martwe- zbyt niedorozwinięte by przeżyć
lub zbyt pokiereszowane w wypadku.
Jednak po chwili, dotarło do mnie ciche
skomlenie.
Dotknąłem oślizgłego worka błon płodowych z
ruchomym, mokrym i ciepłym zawiniątkiem w środku.
Było małe. Było słabe. Kruche, wiotkie i
delikatne.
Ale chciało żyć."
I stosowny obraz. Może ktoś wie, co to. Chyba mój ulubiony Goi.
