Właśnie się zorientowałam, że poprzedni post na blogu miał numer setny. Przez to obudził się we mnie jakiś rocznicowy instynkt, który każe nam mówić:
rok temu, na tym moście się poznaliśmy,
za dwa lata o tej porze będziemy już na Kanarach,
moja ciotka skończyła pięćdziesiąt lat, czyli pół wieku,
za sto lat ludzie będą przemieszczać się do pracy latającymi spodkami
i tak dalej.
Ten post nie jest już taki rocznicowy, ale za to ma numer 101, jak 101 dalmatyńczyków, więc czuję, że mam jednak prawo do jakichś podsumowań.
Czas na odrobinę prywaty i ekshibicjonizmu: dziękuję Ci, M., że życie z Tobą jest najciekawszą przygodą, jaka mogłaby mi się kiedykolwiek przytrafić. To jak Big Bang, bez którego w ogóle bym nie powstała, nie żyłabym, nie tworzyła.
Mój M. jest wielkim artystą - wspaniale pisze, rysuje i podlewa kaktusy. Z tej okazji w dzisiejszym jakże ekshibicjonistycznym poście pozwalam sobie umieścić wiersz jego autorstwa, który powstał dawno temu pod wezwanie niejakiej Triz.
autor: M.
(Na skraj nieistnienia...)
Na skraj nieistnienia, w bezkresne pustkowie
Przybyli jak znikąd odważni Mężowie.
Dostrzegłem ich twarze płynące wśród mroku;
Znam imię tych Czterech- to części są roku.
Wraz z nimi, wyszedłszy skądś z mglistej otchłani
Potężna i piękna zjawiła się Pani.
Na jednym z jej ramion szepcząca wciąż głowa
Mówiła co robić- są kłamstwem jej słowa.
Na drugim z jej ramion szepcząca wciąż głowa
Mówiła co robić- są prawdą jej słowa.
Do płaszcza zaś Pani był ptak uczepiony,
Zniewolon ślepotą, lecz nie zniewolony.
Byk, który w swych ustach miał księżyc błyszczący
Użyczał Jej grzbietu, gdy marsz był męczący.
Zaś chart razem z wężem u stóp Jej leżały,
By służyć Jej wiernie posłusznie czekały.
Ujrzałem: Mąż jeden opuścił swych braci,
A król składający skrzydlatej postaci
Pokłony, nie zdołał sam Pani przekonać.
Mąż drugi chciał boga podziemi pokonać.
Ujrzałem: Mąż trzeci swych braci opuścił,
W bezkresną i mglistą się ciemność zapuścił.
Mąż czwarty chciał boga przestworzy pokonać.
A Pani potężnej nie zdołał przekonać
Król, który przyziemnej postaci się kłaniał.
W noc czarną, gdy niebo mrok gęsty przesłaniał
Zaczęła dziewczyna z mężczyzną swe gody;
On ciało miał wieczne, a płacz jego młody,
Dziewczyna zaś ciało swe młodym wciąż miała,
Lecz lejąc łzy wieczne- przez wieki płakała.
rok temu, na tym moście się poznaliśmy,
za dwa lata o tej porze będziemy już na Kanarach,
moja ciotka skończyła pięćdziesiąt lat, czyli pół wieku,
za sto lat ludzie będą przemieszczać się do pracy latającymi spodkami
i tak dalej.
Ten post nie jest już taki rocznicowy, ale za to ma numer 101, jak 101 dalmatyńczyków, więc czuję, że mam jednak prawo do jakichś podsumowań.
Czas na odrobinę prywaty i ekshibicjonizmu: dziękuję Ci, M., że życie z Tobą jest najciekawszą przygodą, jaka mogłaby mi się kiedykolwiek przytrafić. To jak Big Bang, bez którego w ogóle bym nie powstała, nie żyłabym, nie tworzyła.
Mój M. jest wielkim artystą - wspaniale pisze, rysuje i podlewa kaktusy. Z tej okazji w dzisiejszym jakże ekshibicjonistycznym poście pozwalam sobie umieścić wiersz jego autorstwa, który powstał dawno temu pod wezwanie niejakiej Triz.
autor: M.
(Na skraj nieistnienia...)
Na skraj nieistnienia, w bezkresne pustkowie
Przybyli jak znikąd odważni Mężowie.
Dostrzegłem ich twarze płynące wśród mroku;
Znam imię tych Czterech- to części są roku.
Wraz z nimi, wyszedłszy skądś z mglistej otchłani
Potężna i piękna zjawiła się Pani.
Na jednym z jej ramion szepcząca wciąż głowa
Mówiła co robić- są kłamstwem jej słowa.
Na drugim z jej ramion szepcząca wciąż głowa
Mówiła co robić- są prawdą jej słowa.
Do płaszcza zaś Pani był ptak uczepiony,
Zniewolon ślepotą, lecz nie zniewolony.
Byk, który w swych ustach miał księżyc błyszczący
Użyczał Jej grzbietu, gdy marsz był męczący.
Zaś chart razem z wężem u stóp Jej leżały,
By służyć Jej wiernie posłusznie czekały.
Ujrzałem: Mąż jeden opuścił swych braci,
A król składający skrzydlatej postaci
Pokłony, nie zdołał sam Pani przekonać.
Mąż drugi chciał boga podziemi pokonać.
Ujrzałem: Mąż trzeci swych braci opuścił,
W bezkresną i mglistą się ciemność zapuścił.
Mąż czwarty chciał boga przestworzy pokonać.
A Pani potężnej nie zdołał przekonać
Król, który przyziemnej postaci się kłaniał.
W noc czarną, gdy niebo mrok gęsty przesłaniał
Zaczęła dziewczyna z mężczyzną swe gody;
On ciało miał wieczne, a płacz jego młody,
Dziewczyna zaś ciało swe młodym wciąż miała,
Lecz lejąc łzy wieczne- przez wieki płakała.
