Jest taki obraz Fridy Kahlo, który wydaje mi się bardzo bliski. Zapewne go znacie - nosi tytuł "Dwie Fridy". Lubię go, ponieważ moja niepokorna wyobraźnia interpretuje go sobie na własny użytek - wedle upodobań.
Kocham malarstwo Fridy i uwielbiam samą Fridę, a właściwie - swoje wyobrażenie o niej. Przeczytałam swego czasu jej biografię i swoim zwyczajem machnęłam ręką na nieznośną, wiecznie rozwydrzoną i pragnącą być w centrum uwagi dziewuchę, którą biografia ukazała. Frida była inna - wiem to. Była bardziej hipnotyzująca niż nieznośna, bardziej figlarna niż rozwydrzona. Bardziej artystyczna, niż egocentryczna. Wiem to - znam ją.
Ale nie o tym dziś miało być. Dziś o dwóch Martach i dwóch kotach - jedne są kolorowe i ciekawe świata, a drugie przysypane śniegiem i czekające na wiosnę. Zdanie swoje o zimie podtrzymuję i nigdy go nie cofnę. Choć muszę przyznać, że wczorajsze lepienie bałwana, klasyczne do porzygania lecz wciąż zabawne aniołki w śniegu i przewracanie się w zaspy było fajne. Ale to nie śnieg to sprawił. To sprawił mój M.
Kocham malarstwo Fridy i uwielbiam samą Fridę, a właściwie - swoje wyobrażenie o niej. Przeczytałam swego czasu jej biografię i swoim zwyczajem machnęłam ręką na nieznośną, wiecznie rozwydrzoną i pragnącą być w centrum uwagi dziewuchę, którą biografia ukazała. Frida była inna - wiem to. Była bardziej hipnotyzująca niż nieznośna, bardziej figlarna niż rozwydrzona. Bardziej artystyczna, niż egocentryczna. Wiem to - znam ją.
Ale nie o tym dziś miało być. Dziś o dwóch Martach i dwóch kotach - jedne są kolorowe i ciekawe świata, a drugie przysypane śniegiem i czekające na wiosnę. Zdanie swoje o zimie podtrzymuję i nigdy go nie cofnę. Choć muszę przyznać, że wczorajsze lepienie bałwana, klasyczne do porzygania lecz wciąż zabawne aniołki w śniegu i przewracanie się w zaspy było fajne. Ale to nie śnieg to sprawił. To sprawił mój M.
