Ach, wspominki, wspominki... Odgrzebałam dziś pierwszą napisaną przez siebie powieść, której:
a) nie wyrzuciłam,
b) nie umieściłam w folderze "Stare i bez sensu",
c) dałam do przeczytania więcej niż dwóm osobom.
Powieść nazywała się "Czego się boisz, Triz?". Napisałam ją jeszcze na studiach. Nigdy nie ujrzy światła dziennego, ale jest moją małą skarbonką wspomnień i mocy twórczych. Można powiedzieć, że od niej wszystko się zaczęło...
Poniżej fragment, w którym Doktor Szewc rozmawia z panią Klarą:
a) nie wyrzuciłam,
b) nie umieściłam w folderze "Stare i bez sensu",
c) dałam do przeczytania więcej niż dwóm osobom.
Powieść nazywała się "Czego się boisz, Triz?". Napisałam ją jeszcze na studiach. Nigdy nie ujrzy światła dziennego, ale jest moją małą skarbonką wspomnień i mocy twórczych. Można powiedzieć, że od niej wszystko się zaczęło...
Poniżej fragment, w którym Doktor Szewc rozmawia z panią Klarą:
* * *
"Ach tak, tego ranka po raz kolejny
przyszła do jego gabinetu stara Klara. Spodziewając się już czego będzie
dotyczyła rozmowa, lecz nie uprzedzając faktów, zaprosił ją do środka.
- Pani Klaro - powiedział uprzejmie, wskazując
miejsce dla pacjenta, po czym usiadł w swoim fotelu. - W czym mogę pomóc?
- Daj mi przepustkę.
- Jaką przepustkę, droga pani?
- Nie czaruj mnie, dzieciaku - uprzedziła,
unosząc w geście groźby kościsty, chudy palec, nie zważając na liczne
zmarszczki i słuszny wiek doktora. - Znałam twojego ojca. To był bardzo
porządny człowiek. Daj mi przepustkę do Boga.
Doktor przygryzł ustnik fajki.
- Ma pani na myśli, że mam panią zabić, czy
tak? Dokonać mordu, czy przyczynić się do pani samobójstwa? Ani jedno, ani
drugie chyba nie jest dobrze widziane tam, na górze. Czy się mylę?
- Nie próbuj mnie edukować, dzieciaku. Za
stara na to jestem. Jak się jest w moim wieku, to już nie jest żadne tam
zabicie. Tylko mała pomoc. I tak mnie już Bóg wzywa do siebie.
- Ale widać jeszcze nie wezwał. Pani Klaro,
ile razy w roku musimy odbywać tę samą rozmowę?
- Masz tam w tej swojej szafce, w tym swoim
sejfie wszystko, co mi potrzebne do szczęścia.
- Wielu ludzi tak sądzi. Choć to mylne podejście.
- Daj mi czegoś mocnego - takiego kopa, żebym
już z trumny nie wyskoczyła. I będziemy kwita. Ja mam już wszystkie sprawy na
tym świecie załatwione, Szewcze. Już nie tu mój dom, ale tam, gdzie nie ma
starości, ani cierpienia.
- Kilka kropli wprost do krwiobiegu i wyzwoli
się pani z nudy tutejszego świata, czy tak?
- Zgadza się. Pójdę tam, gdzie moje miejsce.
Niczego nie żałuję, nikomu nie jestem nic winna. Nie mam już czego
dopilnowywać. Wszystko zrobione. Dwóch mężów pochowanych po bożemu. Ubrania na
pogrzeb i nawet pieniądze na pogrzeb odłożone. Miejsce na cmentarzu i trumna
wykupione. Tylko twoja pomoc potrzebna.
- A może znalazłaby pani jakieś inne hobby - niekoniecznie
musi to być coś związanego ze śmiercią i przygotowaniami do niej.
- Nie czaruj mi tu, dzieciaku. Może i dorosły
jesteś, ale jak ci uszy natrę, to zobaczymy, kto tu ma rację.
Doktor uśmiechnął się, po czym odparł
konkretnie:
- Pani Klaro, jakie ma pani objawy chorobowe?
Słucham.
- Jakie co?
- Objawy chorobowe. Gdy się przychodzi do
lekarza, to zwykle odczuwa się jakieś dolegliwości. Jakie konkretnie
sprowadzają panią do mnie?
- Starość.
- To nie objaw.
- Nie będziesz mi tu mówił, czy to objaw, czy
nie.
- W takim razie, czy to jedyne co pani dolega?
- Tak.
- Dobrze, zajmiemy się tym.
- Naprawdę?
- Oczywiście, przecież jestem lekarzem.
Doktor wyciągnął z szuflady bloczki
recept, zapisał jedną z nich i wręczył staruszce.
- Ale najpierw musi pani wykupić co trzeba.
- To w aptece mi to sprzedadzą?!
- Naturalnie. Jak recepta to recepta. Proszę
wykupić i łykać jedną łyżkę rano, jedną wieczorem.
- Jak to? To jak długo mam to łykać?
- Aż do śmierci - uniósł brwi."