Słuchajcie, dzieje się właśnie coś niesamowitego. Wszystko wskazuje na to, że naprawdę warto uwierzyć w krąg pozytywnego oddziaływania i w zasadę, że dobro rodzi dobro.
Jakkolwiek banalnie to brzmi.
Jakkolwiek często widzimy odwrotną zależność.
Jakkolwiek ludzie czasami odpłacają nam nie tak, jakbyśmy chcieli.
Ale do rzeczy. Jakiś czas temu napisałam bajeczkę dla małej Kalinki, która dzielnie rehabilituje swój wzrok w związku z pewną wadą oczu, która nazywa się phpv (przetrwałe hiperplastyczne pierwotne ciało szkliste). Jej historię możecie przeczytać tutaj.
Bajeczka ta była prezentem dla Kalinki oraz dla Olgi - jej mamy. Cóż innego może dać pisarz, jeśli nie parę zdań prosto z serca? "Stworzonko" (bo taki tytuł ma ta opowiastka) zostało napisane w taki sposób, żeby podczas czytania można było posługiwać się akcesoriami odnoszącymi się do treści historii. Na przykład, gdy w treści pojawia się długi, zielony i gładki wąż, maluchowi daje się takiego właśnie węża - odpowiadającego opisowi (tyle, że pluszowego ;). Dzięki temu bajeczka stała się przydatna dla małych czytelników, którzy są niedowidzący lub niewidomi.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moją rolę w tym przedsięwzięciu.
To, co stało się później i co jeszcze stanie się ze "Stworzonkiem" to wyłączna zasługa niesamowitych ludzi, którzy postanowili ten temat pociągnąć dalej. Mówię przede wszystkim o mamie Kalinki - Oldze Kostrzewskiej-Cichoń, która zaangażowała masę wspaniałych ludzi w ożywianie historii "Stworzonka". Dzięki wsparciu Regionalnej Fundacji Pomocy Niewidomym w Chorzowie bajeczka ta zostanie niebawem wydana i to nie tylko na papierze! Do książeczek z historią "Stworzonka" dołączą akcesoria - bohaterowie bajki, których prototypy zostały wykonane w Warsztacie Terapii Zajęciowej w Czerwionce - Leszczynach.
Uważam, że to jest początek niesamowitej historii, która naprawdę daje do myślenia. W świecie, w którym tak często narzekamy na to, że nic nie da się zrobić bez "pleców", czy wielkiej kasy powstaje coś, za co nikt nie bierze złamanej złotówki, ani nie oczekuje piedestału.
Jakkolwiek banalnie to brzmi.
Jakkolwiek często widzimy odwrotną zależność.
Jakkolwiek ludzie czasami odpłacają nam nie tak, jakbyśmy chcieli.
Ale do rzeczy. Jakiś czas temu napisałam bajeczkę dla małej Kalinki, która dzielnie rehabilituje swój wzrok w związku z pewną wadą oczu, która nazywa się phpv (przetrwałe hiperplastyczne pierwotne ciało szkliste). Jej historię możecie przeczytać tutaj.
Bajeczka ta była prezentem dla Kalinki oraz dla Olgi - jej mamy. Cóż innego może dać pisarz, jeśli nie parę zdań prosto z serca? "Stworzonko" (bo taki tytuł ma ta opowiastka) zostało napisane w taki sposób, żeby podczas czytania można było posługiwać się akcesoriami odnoszącymi się do treści historii. Na przykład, gdy w treści pojawia się długi, zielony i gładki wąż, maluchowi daje się takiego właśnie węża - odpowiadającego opisowi (tyle, że pluszowego ;). Dzięki temu bajeczka stała się przydatna dla małych czytelników, którzy są niedowidzący lub niewidomi.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o moją rolę w tym przedsięwzięciu.
To, co stało się później i co jeszcze stanie się ze "Stworzonkiem" to wyłączna zasługa niesamowitych ludzi, którzy postanowili ten temat pociągnąć dalej. Mówię przede wszystkim o mamie Kalinki - Oldze Kostrzewskiej-Cichoń, która zaangażowała masę wspaniałych ludzi w ożywianie historii "Stworzonka". Dzięki wsparciu Regionalnej Fundacji Pomocy Niewidomym w Chorzowie bajeczka ta zostanie niebawem wydana i to nie tylko na papierze! Do książeczek z historią "Stworzonka" dołączą akcesoria - bohaterowie bajki, których prototypy zostały wykonane w Warsztacie Terapii Zajęciowej w Czerwionce - Leszczynach.
Uważam, że to jest początek niesamowitej historii, która naprawdę daje do myślenia. W świecie, w którym tak często narzekamy na to, że nic nie da się zrobić bez "pleców", czy wielkiej kasy powstaje coś, za co nikt nie bierze złamanej złotówki, ani nie oczekuje piedestału.