Przejdź do głównej zawartości

Pomnik

Pamiętam te nastoletnie czasy, w których fascynowało mnie wszystko co pisał, mówił, czy "szumiał i zlepiał" (jak sam mawiał) Miron Białoszewski. Przeżywałam wtedy strasznie to, że ledwie parę lat przed szczytem mojego uwielbienia wobec jego osoby i twórczości on jeszcze żył. Wydawało mi się to jakimś psikusem losu, że te dwie chronologie zostały ze sobą splecione właśnie w taki sposób - na zakładkę, a nie równolegle. Co też mi wtedy chodziło po głowie...? Byłam przekonana, że gdyby Miron nadal żył w czasach, w których ja odkrywam jego słowa, pojechałabym do niego i powiedziała mu o swoim uwielbieniu dla jego "Szumów, zlepów i ciągów". Może bym napisała do niego. Może coś innego. W każdym razie, byłam przekonana, że COŚ bym na pewno zrobiła...

Tymczasem, w ostatnich latach odeszli inni wielcy ludzie, których bardzo podziwiałam. Tak, wiadomo, że chodzi mi również o Robina Williamsa, ale nie tylko. Myślę o Lauren Bacall, która odeszła mgnienie oka temu. Myślę o Elizabeth Taylor, która przecież zmarła ledwie trzy lata temu. Nagle zaczyna mi się wydawać, że dożywam czasów, w których "wielcy odchodzą". Ale przecież oni nie odeszli. Wybudowali pomnik trwalszy niż ze spiżu.

A tu piękne słowa, które świetnie pasują zarówno do tych rozmyślań, jak i do nastroju i pogody (deszcz, deszcz i grube chmury)...