Przejdź do głównej zawartości

Nie dla szkoły, lecz dla życia

Chciałabym napisać Wam o dwóch bardzo niezwykłych miejscach - należałoby rzec profesjonalnie - o dwóch instytucjach. Pierwszą z nich jest mój dawny ogólniak. Drugą zaś - pewna biblioteka, z którą jestem bardzo zaprzyjaźniona. O bibliotece będzie w stosownym czasie.
Dzisiaj o ogólniaku.

Dlaczego? Ponieważ w najbliższy poniedziałek będę miała wielką przyjemność uczestniczyć w jubileuszu szkoły, na który zostałam zaproszona. Z tego wszystkiego postanowiłam aż wkleić zdjęcie zaproszenia. Wiem, że jest boleśnie kiczowate, ale czego można się spodziewać po fotografii wykonanej "pośród roślin doniczkowych". A, bo wszyscy takie ładne zdjęcia robią z jakimiś motywami roślinnymi, to ja też chciałam...


Powiem Wam szczerze i wcale nie będę owijać. Dawno, dawno temu - gdy byłam młoda (przepraszam! mówi się "młodsza"!) stanęłam przed wyborem swojej przyszłej szkoły średniej. Sugerowano mi przede wszystkim dwie uczelnie - uznawane za najlepsze w mieście (nazwy są nieistotne, bo nazwy nie mówią o niczym ważnym). Co więcej, do jednej z nich chodziła wcześniej moja mama (i jej mama?), więc rzekomo byłaby to jakaś tradycja.
Ale wiecie co? Mi nie zależało ani na prestiżu, ani na tradycji, ani nawet na doniosłym gmachu, po którym można się szlajać z kąta w kąt i wzdychać. Znalazłam coś lepszego.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam swoją przyszłą szkołę, myślałam że to jakiś żart. Wyobraźcie sobie parterowy budyneczek wciśnięty gdzieś na obrzeżach miasteczka pomiędzy ogromne torowisko, starą wieżę ciśnień a opuszczoną lokomotywownię. Do tego wszędzie przebiegały jakieś cudaczne, połyskujące rury, jakieś przewody, kable, cuda na kiju.Wyglądało to trochę tak, jakby Ed Wood przygotował scenografię otoczenia szkoły. Z opisu jasno chyba wynika, że natychmiast zakochałam się w tym miejscu.

Żeby kontynuować słodycz tego posta dodam jeszcze, że wnętrze szkoły bardzo różniło się od tego, co było na zewnątrz. Panowała tam jakaś taka przytulna atmosfera. Nie zapomnę wielkiego witrażu (nie wyobrażajcie sobie żadnych motywów sakralnych - tam były słońca, kwiaty i inne takie cuda), który pokrywał wielką szybę oddzielającą hol od "patia" - pomieszczenia, w którym uczniowie mieli swoje szafki. Nie zapomnę klimatu panującego w bibliotece, w której nie raz czytałam książkę i jadłam jakieś dziwadła przyniesione z domu, jak na przykład naleśniki z serkiem). Nie zapomnę przede wszystkim niezwykłego człowieka - ówczesnego dyrektora, który kłaniał się (dosłownie - kłaniał się) wszystkim napotkanym nauczycielom, uczniom, paniom sprzątającym i tak dalej (nie przestając się uśmiechać).

Cóż, dziś szkoła mieści się już w zupełnie innym budynku i zapewne uczniom jest tam wygodniej, lepiej. Pewnie już nikt nie pomyli szkoły ze starym barakiem, czy magazynem części zapasowych. A z dawnym otoczenia szkoły stały się takie rzeczy:

http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/gallery?Site=GP&Date=20090515&Category=GALERIA_INT&ArtNo=804883478&Ref=PH&Params=Itemnr=5
Zdjęcie pochodzi z serwisu gp24.pl - po kliknięciu w obrazek przejdziecie do oryginalnego artykułu i zdjęć

Ale to nie wszystko. Mam coś lepszego. Poniżej cytuję fragment artykułu z 2008 roku, który w całości możecie przeczytać tutaj:

"Błotnista droga, otoczona metalową siatką oraz opuszczone hale rodem z filmów grozy, to codzienność dla tutejszych mieszkańców.

Wszyscy mają nadzieję, że niebawem, dzięki budowie nowej galerii handlowej, ulica Krzywoustego zmieni swoje oblicze.

Spacerując ulicą Krzywoustego, trudno ukryć fakt, że jest to jedna z najbardziej odrażających ulic Słupska. Miejsce to najlepsze wrażenie sprawia tylko od strony ulicy Szczecińskiej. W tej części nie różni się znacznie od innych. Im dalej od ul. Szczecińskiej, tym gorzej.

Na szczęście od pewnego czasu ulica zaczyna zmieniać swoje oblicze. Najbardziej cieszy widok odnawianych bloków. Już niebawem naszym oczom ukażą się ocieplone budynki w pastelowych kolorach."

Nie skomentuję, ani nie podsumuję tego w żaden inny sposób jak tylko cytując motto, które znalazło się na zaproszeniu na jubileusz od mojej starej szkoły: Non scholae, sed vitae discimus. Uczymy się nie dla szkoły, ale dla życia.