Zaklęcia najlepiej działają we wiosnę.
Bo w pisaniu jak w życiu - istnieją pory roku, zmienia się długość dnia świetlnego. Twórczość podkręca metabolizm, pisanie wysysa zapasy tłuszczu. Niedźwiedzie wychodzą z legowisk: wychudzone, złe i głodne. Ale z berbeciami u boku. Ptakom przychodzą do głowy całe rozdziały przekleństw i pieśni pochwalnych - nic ich nie powstrzyma. Pisarze z zimowego Inland Empire przełączają się na wiosenne: słucham i słyszę; piszczę i piszę.
W zębach chrzęści grad, w uszach świszcze wiatr, ale nic już nie cofnie wczesnych wschodów słońca.
Słówka, słóweczka nowych powieści nagrzewają buźki i korpusy na słoneczku - choćby przez szybkę, choćby przez chwilkę. Grzbiety przyszłych książek wyciągają się na myśl o ciepłych porach roku.
Wszystko chce żyć. Słowa również. A może one przede wszystkim.