Przejdź do głównej zawartości

Opiekun

Zapewne każdy z Was kojarzy te "święte obrazki", które wisiały na ścianach naszych pokoi gdy byliśmy dziećmi. Większość z nich miała w sobie wiele kiczu, ale też niepowtarzalny urok.

W moim przypadku obrazem wiszącym nad łóżkiem była reprodukcja wyglądająca mniej więcej tak:


"Mniej więcej" ponieważ była to już kopia kopii i autorka reprodukcji nie bawiła się już nawet w podawanie oryginalnego nazwiska twórcy - po prostu podpisała płótno po swojemu.
Obraz ten działał na mnie zawsze bardzo kojąco - byłam przekonana, że przedstawia moment zaśnięcia. Kiedy dziecko zamyka oczy, piękny anioł zabiera go do świata snu, w którym wszystko jest możliwe.

Pamiętam swoje zdziwienie gdy w wieku nastu lat odkryłam, że obraz ten podpisano (na odwrocie) "Zur ewigen Heimat", czyli "Ku wiecznej Ojczyźnie". Wtedy dotarło do mnie, że anioł według autora obrazu nie zabiera wcale dziecka do krainy snu (chyba, że wiecznego). Oczywiście, wcale nie przejęłam się tym odkryciem - dla mnie dzieło nadal było kojące i do tej pory twierdzę, że to ja dobrze odczytuję jego treść :).

Obraz pozostał w krainie mojego dzieciństwa i popadł w niepamięć aż do momentu gdy wiele lat temu (o, ja stara) wyjechałam na studia w Lublinie. Tam, na mojej pierwszej stancji natknęłam się... na identyczny obraz. Nie jest to odkrycie w stylu Atlantydy, ale podziałało na mnie bardzo rozczulająco. Naprawdę lubiłam ten obraz i czułam się lepiej, wiedząc, że mieszkam gdzieś, gdzie on wisi na ścianie.

Przez wiele lat nie zastanawiałam się ani nad oryginalnym twórcą dzieła ani nad jego pierwotnym (prawdziwym!) wyglądem. Aż do wczoraj. Coś mnie tknęło. Zaczęłam szukać go po tytule, który zapamiętałam z dzieciństwa. Okazało się, że obraz został namalowany przez Wilhelma von Kaulbach i jest obecnie do nabycia za około dwa tysiące dolarów. Jego oryginalny tytuł brzmi "Opiekun" (co oczywiście potwierdza moją upartą teorię - że anioł zabiera dziecko jedynie do świata snu).
Ale wiecie, co jest najśmieszniejsze? Że oryginalne płótno podoba mi się znacznie mniej. Twarz anioła jest jakaś obca - inna od tej, którą pamiętam znad dziecięcego łóżka.

Czuję, że płynie z tego jakiś morał - dotyczący tego, co ważne i tego, co oryginalne w naszym życiu. Czuję, ale nie wiem, jak on brzmi. Jakieś pomysły?