Ostatnio śnią mi się bardzo dziwne sny. Niezwykle plastyczne, realne, namacalne. Gdy się budzę, dotykam kołdry, bo dopiero jej faktura utwierdza mnie w przekonaniu, że tamto to naprawdę był sen.
I z drugiej strony - śnię sny, w których pamiętam, że to sen i jeżeli coś mi się bardzo nie podoba, mogę w każdej chwili wyrwać się z niego lub wskoczyć do innego.
Część z tych snów dotyczy doznań, z którymi w prawdziwym życiu nie miałam nigdy do czynienia i to skłoniło mnie do pewnych przemyśleń...
Jest na przykład sen, w którym skaczę (dla zabawy, dla ucieczki) z bardzo wysokiej skały i ląduję do wody. Ale skok jest z tak znacznej wysokości, że rozpęd wpycha mnie do oceanu - do prawdziwej głębi. Nie wiem na ile - może na jakieś dwadzieścia - czterdzieści metrów (logika snu, pamiętajmy). Czuję wtedy wyraźnie, jak z każdym metrem głębokości spada temperatura i jak wzrasta ciśnienie, które naciska mi na czaszkę. Ale wcale się nie boję - wiem, że zaraz wypłynę.
Podczas tego nurkowania widzę wyraźnie niezwykłe obrazy - ryby, ukwiały i tak dalej. Najpierw jasny błękit, a potem granat głębi. I tak się zastanawiam - skąd mój umysł wziął to wszystko. Zapewne zainspirował się jakimiś drobnymi obserwacjami świata podwodnego, które sama poczyniłam, a może też licznymi filmami i zdjęciami, które pokazują świat głębin. Kiedy tak się nad tym zastanawiałam, wiecie co mnie zaciekawiło? Jak wyglądały sny naszych dziadków, czy raczej pradziadków.
Nasi pradziadkowie żyli w rzeczywistości, w której oczy widziały tylko, co same zarejestrowały. Nie to, co pokazała im telewizja, film, czy nawet kolorowe zdjęcia. Czy więc i oni śnili o głębinach? Czy ktoś, kto spędził całe życie na wsi i nie widział nigdy oceanu, śnił o nim? Czy śnili o przestworzach kosmicznych, czy tylko o własnej zagrodzie? Jak myślicie?