Wiadomo, że każda książka, którą czytamy, a w szczególności ta, z którą zapoznajemy się w dzieciństwie wywiera na nas jakiś wpływ. Czasami jest to ledwie mgnienie, o jakim szybko zapominamy, a w innych przypadkach - wielkie wrażenie, które nie mija do końca naszego życia.
Zapewne każdy z Was miał co najmniej kilka takich książek w dzieciństwie, które były jego ukochanymi. Ale czy pamiętacie jakąś konkretną pozycję, która naprawdę zmieniła Wasze życie? Taką, która była najukochańszą z ukochanych?
W moim przypadku było to "Porwanie Baltazara Gąbki" oraz "Misja profesora Gąbki" pana Pagaczewskiego. Pamiętam pewne wakacje nad jeziorem, kiedy sięgnęłam po pierwszą z tych książek. Jak każde dziecko, przepadałam za wakacjami i za latem, a już w szczególności - za jeziorem. Trudno było mnie wyciągnąć z wody i kąpałam się w niej aż do momentu, w którym moje usta były sine z zimna ;). Ponieważ na wakacjach zawsze było dużo "rzeczy do roboty" (a to budowanie szałasu, a to ognisko, a to wycieczka), książkę zabierałam w zasadzie tylko na ewentualność brzydkiej pogody.
I teraz wracamy do "Porwania Baltazara Gąbki". Zaczęłam czytać tę książkę (nie pamiętam już - w deszcz, czy w słońce) i nie mogłam się od niej oderwać. To była fizyczna więź. Zamknęłam się w namiocie i siedziałam w nim, przekładając kolejne kartki, nie bacząc na to, że potem już z pewnością była przepiękna pogoda, a jezioro zachęcało pluskami i pięknym zapachem.
Tamta książka na zawsze pozostawiła we mnie jakieś niezwykłe uczucie, które strasznie ciężko opisać, za to bardzo łatwo poczuć.
A było to takie wydanie (tu akurat "Misja profesora Gąbki"):