Przejdź do głównej zawartości

Premiera od kuchni :)

Ludzie mnie czasami pytają jak wygląda dla mnie sam dzień premiery książki. Czy piję szampana, czy jest bankiet, na którym hostessy roznoszą koreczki i dyskutuje się o sztuce.

Zapewne czasami tak właśnie wyglądają premiery. Ale nie w moim przypadku :).

Owszem, będą spotkania autorskie z okazji nowej książki. Owszem, będą warsztaty, będą mitingi promocyjne. Na dniach.

Ale sam dzień premiery wyglądał u mnie tak (fotorelacja):

Poszłam oddać wypożyczone książki do biblioteki. Dokładniej - do tej biblioteki:


Następnie udałam się do warsztatu rowerowego po odbiór mojego roweru. Dokładniej - tego roweru:


Gdy wróciłam do domu, mąż oznajmił mi, że czeka na mnie paczka. Dokładniej - ta paczka:


A w niej zawartość - egzemplarze autorskie. Dokładniej - te egzemplarze:



 
Stwierdziłam, że okładka prezentuje się znacznie piękniej na żywo, niż na zdjęciach (podoba mi się zwłaszcza jej tył :). Spodobało mi się również to, że ktoś, kto tworzył opis na tył książki najwyraźniej zrozumiał to, o co mi w niej chodziło.

Przeczytałam kilka stron i poczułam zadowolenie. Pomyślałam, że to dobra książka i że może ją czekać równie dobra przyszłość.

A następnie ubrałam buty i wyszłam na imieniny teściowej, gdzie nie było ani hostessy, ani szampana, ani koreczków. Za to była babka, krówki i barszcz, który uwielbiam.