To zawsze tak jakoś jest, że długo się na Święta czeka, nastawia się psychicznie i fizycznie... Dom zaczyna pachnieć piernikami, potem choinką, cytrusami. Oczekiwanie smakuje tak naprawdę lepiej niż sam "wielki dzień", bo pozwala się lepiej rozkoszować - jest jak ocenianie bukietu wina jeszcze przed przełknięciem pierwszego łyku.
![]() |
| Uwielbiam lampki, lampioniki, świeczki, światełka. Taka ze mnie trochę ćma :) |
A potem Święta przychodzą, przemijają i pozostaje chwila takiej pustki. Tak, jakby smutek zimowy czekał w ukryciu i wychodził z niego dopiero po Świętach. Bo ja wierzę w to, że w życiu panuje cykliczność. Nie można przez cały dzień być w świetnym, rubasznym humorze; podobnie jak nie jest dobrze gdy przez cały dzień odczuwa się wycofanie i smutek. Uczucia przychodzą i odchodzą - jedne zamieniają drugie. To samo dzieje się w cyklu rocznym. U mnie przynajmniej.
I zawsze to u mnie tak było, że na Święta czekałam z dziecięcą niecierpliwością. A po nich przychodziło pewne wyciszenie, może trochę żal.
Nie macie tak, że gdy przeminą Święta to trochę tak, jakby z człowieka wypompować na jakiś czas powietrze?
Swoją drogą - ciekawe, że w tym roku myślę o tym już teraz. Chyba tegoroczne Święta chciałabym po prostu zachować na dłużej i już teraz zachodzę w głowę - jak to zrobić.
