Zazwyczaj przy końcu roku bierze nas wszystkich chęć na podsumowania i refleksje nad rokiem minionym. U mnie trochę inaczej.
Po pierwsze - z jakiegoś dziwnego powodu chęć podsumowywania minionego roku przychodzi do mnie latem. Może wynika to z tego, że w lipcu mam urodziny?
Po drugie - zamiast podsumowywać rok, podsumuję swoją pracę nad książką. A trwała ona od listopada zeszłego roku do chwili obecnej. W zasadzie - trwa nadal.
Innymi słowy - książka ta towarzyszyła mi w różnych sytuacjach życiowych nawet dłużej niż przez rok. Zaczynałam nad nią na poważnie pracować w listopadzie 2015...
Tak wyglądały pierwsze kroki (a w zasadzie litery) stawiane w treści powieści (rym!)...
A tak wtedy wyglądałam ja sama...
Potem przyszedł czas na kilka zmian w życiu. W połowie fabuły było już tak...
oraz tak...
W kwietniu wróciłam "na stare śmieci", a powieść wraz ze mną. Rodzinne miasteczko i spotkanie z babciami.
A potem przyszło lato...
I lato przeminęło...
A powieść wciąż się pisała. Nie oglądając się na nadchodzące święta, pory roku, okoliczności...
I nowych domowników...
W samej powieści również mijały pory roku, nadchodziły i przemijały kolejne święta. Przybywało i ubywało bohaterów. Nic dziwnego, że czasami czuję się dwa razy starsza niż jestem w istocie. Kto pisze książki, żyje podwójnie.