Zawsze tak jest, że efekt końcowy pracy (zwłaszcza artystycznej) wygląda niepozornie w stosunku do ogromu pracy włożonej w projekt. Chodzi mi przede wszystkim o takie formy jak film. Widz ogląda pięciominutową migawkę, po czym wraca do jedzenia swojej kanapki i do swojego życia. Zabrano mu z niego ledwie pięć minutek. Tymczasem praca nad filmem mogła trwać nawet kilka tygodni. Ktoś musiał go
wymyślić
zatwierdzić
zebrać fundusze
zebrać specjalistów
napisać scenariusz
rozplanować sceny
wykonać scenografię
zatrudnić aktorów
nauczyć się tekstu
odegrać sceny
rozwiązać sprawy techniczne: dźwięk, obraz, zdjęcia
wykonać montaż
i tak dalej
zatwierdzić
zebrać fundusze
zebrać specjalistów
napisać scenariusz
rozplanować sceny
wykonać scenografię
zatrudnić aktorów
nauczyć się tekstu
odegrać sceny
rozwiązać sprawy techniczne: dźwięk, obraz, zdjęcia
wykonać montaż
i tak dalej
i tak dalej.
Wiem to. Przecież sama pracuję przygotowując przez wiele dni warsztaty, które będą trwały półtorej godziny.
Ale nic to - wiosna, więc zakasałam rękawy i wymyśliłam sobie, że nagram takie prowizoryczne filmiki, w których będę jeździć na rowerze po Słupsku i opowiadać ciekawostki na temat słupskich i pomorskich czarownic, czyli na temat tego, nad czym obecnie pracuję.
Dzięki temu pomysłowi spędziłam wczoraj nie-wiem-ile-godzin jeżdżąc z burczącym brzuchem (nie było czasu na jedzenie!) i mokrą głową (nie było czasu wysuszyć po kąpieli) po Słupsku i próbując nagrać filmik moim telefonem. Przyznam, że dobrze się bawiłam, ale pomysł totalnie nie wypalił. Chciałam zrobić coś w stylu "telewizja na rowerze", ale wyszło mi samo "na rowerze". Uśmiałam się przy tym sama z siebie, bo ani ze mnie Czubówna, ani Knapik.
Efektem tych wielogodzinnych jazd po Słupsku jest jedynie seria foteczek, które cykałam sobie oraz swojemu rowerowi - a to na tle Słupi, a to na tle ulicy Nowobramskiej, a to na tle Witkacego. Cykałam je, bo chciałam każdy odcinek połączyć z danym miejscem, więc focinki w różnych lokalizacjach Słupska miały być niejako podsumowaniem tych wojaży.
Acha, efektem mojej pracy jest ponadto nie-wiem-ile minut szumu wiatru oraz trzęsącego się obrazu, który przedstawia... jak jadę na rowerze. Tak, proszę Państwa - jadę na rowerze. Wiem, że jest to widowisko zarówno niezwykłe, jak i fascynujące, więc czym prędzej zgłoszę te filmy do jakiegoś konkursu filmów niezależnych :)
A tu seria focinek (czarno-białe, bo odcinki miały być takie w stylu retro, jako że opowiadają o zamierzchłych czasach).
Wiem to. Przecież sama pracuję przygotowując przez wiele dni warsztaty, które będą trwały półtorej godziny.
Ale nic to - wiosna, więc zakasałam rękawy i wymyśliłam sobie, że nagram takie prowizoryczne filmiki, w których będę jeździć na rowerze po Słupsku i opowiadać ciekawostki na temat słupskich i pomorskich czarownic, czyli na temat tego, nad czym obecnie pracuję.
Dzięki temu pomysłowi spędziłam wczoraj nie-wiem-ile-godzin jeżdżąc z burczącym brzuchem (nie było czasu na jedzenie!) i mokrą głową (nie było czasu wysuszyć po kąpieli) po Słupsku i próbując nagrać filmik moim telefonem. Przyznam, że dobrze się bawiłam, ale pomysł totalnie nie wypalił. Chciałam zrobić coś w stylu "telewizja na rowerze", ale wyszło mi samo "na rowerze". Uśmiałam się przy tym sama z siebie, bo ani ze mnie Czubówna, ani Knapik.
Efektem tych wielogodzinnych jazd po Słupsku jest jedynie seria foteczek, które cykałam sobie oraz swojemu rowerowi - a to na tle Słupi, a to na tle ulicy Nowobramskiej, a to na tle Witkacego. Cykałam je, bo chciałam każdy odcinek połączyć z danym miejscem, więc focinki w różnych lokalizacjach Słupska miały być niejako podsumowaniem tych wojaży.
Acha, efektem mojej pracy jest ponadto nie-wiem-ile minut szumu wiatru oraz trzęsącego się obrazu, który przedstawia... jak jadę na rowerze. Tak, proszę Państwa - jadę na rowerze. Wiem, że jest to widowisko zarówno niezwykłe, jak i fascynujące, więc czym prędzej zgłoszę te filmy do jakiegoś konkursu filmów niezależnych :)
A tu seria focinek (czarno-białe, bo odcinki miały być takie w stylu retro, jako że opowiadają o zamierzchłych czasach).
Gdybym miała nadać jakiś wspólny tytuł tej serii zdjęć to byłoby to: "Rower i ja - konkurs dla klas trzecich szkoły podstawowej".
![]() |
"Rower i ja" w Parku Waldorffa |
![]() |
"Rower i ja" w okolicach muzeum |
![]() |
"Rower i ja"z Witkacym (ale musiał mieć ze mnie ubaw) |
![]() |
"Rower i ja"nad Słupią |
![]() |
"Rower i ja"- Słupia mniej znana |
![]() |
"Rower i ja" na Nowobramskiej |
Ps. Dodam, że niemiłosiernie raziło mnie w oczy słońce, a żeby zrobić dobrą focinkę wypada mieć oczy otwarte. Stąd można śmiało powiedzieć, że praca ta była wykonywana "ze łzami w oczach".