Przejdź do głównej zawartości

Co czyta dziecko o 5 nad ranem?


Pamiętam, że jako dziecko miałam dość dziwne upodobania względem lektur. Bo jeśli chodzi o bajki, to należałam raczej do mainstreamu - uwielbiałam "Było sobie życie", "Misia Uszatka", no i oczywiście Puchatka, którego dziś nie mogę przetrawić w wersji disneyowskiej (chyba jednak rażą mnie odstępstwa od tego, jak bohaterów przedstawiał Milne).



Ale wracając do kwestii lekturowych... Otóż, całe dzieciństwo byłam wielką zmorą rodziny, bo wstawałam około godziny 5, czyli wtedy, gdy "normalni, cywilizowani ludzie" przewracają się jeszcze z boku na bok niczym pieczona z dbałością grzanka.
Szybko jednak nauczyłam się, że nie ma co zawracać innym głowy. Lepiej podejść do rodzicielskiego regału z książkami (mój był zbyt oklepany na tak wczesną porę - korzystałam z niego za dnia) i wyciągnąć sobie ulubioną lekturę, która umili czas oczekiwania na pobudkę domu.

Jednym z moich absolutnych hitów była "Domowa encyklopedia medyczna". Wyglądała ona dokładnie tak:


Mogłam ją czytać w nieskończoność. Uwielbiałam te rozprawy o problemach dermatologicznych, o przebiegu ciąży, o naturalnym procesie starzenia i jego następstwach. Nigdy nie miałam tego dość. Dopiero niedawno - gdy rozmawiałam o tym z mężem, zdałam sobie sprawę, że to takie w sumie trochę dziwne, że siedmioletnie dziecko regularnie urządzało sobie przegląd wykwitów skórnych i schematów anatomicznych.

Ale żeby nie było - nie robiłam tego z żadnej tam ambicji i nie wiem, ile z tej lektury tak naprawdę wyciągnęłam. Po prostu uwielbiałam sam proces - na tej samej zasadzie, na jakiej kobiety często kupują sobie do pociągu kolorowe pismo i kartkują je z widoczną przyjemnością. Najpierw na szybko - same zdjęcia. Potem co ciekawsze artykuły. Na koniec treści nudniejsze i reklamy.

A Wy - mieliście jako dzieci jakieś dziwne upodobania co do bajek lub lektur? Lubię obserwować te drobne dziwactwa zarówno u dorosłych, jak i u dzieci - one tworzą taką prywatną kolekcję cech osobowości każdego z nas.