Potrafię wstać bardzo wcześnie rano. I nie mam tu na myśli siódmej czy szóstej. Mam na myśli piątą. A w szczególnych przypadkach nawet czwartą. Dla innych - nie do pomyślenia. Dla mnie - ledwie niewielka niedogodność.
Ale to ma swoje konsekwencje. Po kilku godzinach efektywnej pracy jestem po prostu wykończona. I wtedy nadchodzi ona. Drzemka. Uwielbiam już sam proces przygotowywania się do niej: poduszka, kołderka, koszulka do spania (zgadza się, u mnie drzemka to nie przelewki i na pewno nie jakieś tam podsypianie w fotelu). Kładę się, odpływam w niebyt.
I wracam kompletnie zregenerowana. Lepiej mi się myśli, lepiej się oddycha. Ba, jakoś tak człowiekowi cieplej, bardziej miękko, sprawniej.
Dlaczego?
O drzemce powiedziano już wiele. A tutaj moje trzy grosze na ten temat.
