U nas to było tak: najpierw tydzień noblowski, a w nim wyczekiwanie, ekscytacja i radość, które udzieliły się wszystkim (chcę w to wierzyć!) Polakom. Potem tydzień chorowania: jeden, a zaraz za nim drugi. Całą rodziną.
Powoli podnosimy z ruin nasze krtanie, gardła i zatoki - jakbyśmy z tych rupieci chcieli na nowo zbudować człowieka, który działa - niczym w "Anatomii" Adamaszka.
A zanim te wszystkie układy nam "zrupieciały", to było tak:
O kolorze oczu w "Pytaniu na śniadanie":
(Jak zwykle, przyszłam do studia tylko po to, żeby popsuć całą zabawę i powiedzieć, że tęczówka nie wyjawi nam, z jakim człowiekiem mamy do czynienia.):
A potem w TOK FM o Noblach, ale to jeszcze zanim było wiadomo, że Skłodowska nie jest już samotna w naszym Poczcie Noblowskich Królowych Polskich: